Mainstream

BaronQuest8 daPlan!

BQ8

Skoro już wszyscy obsmarowani (naturalnie są to postacie zmyślone, więc nikt żywy pretensji mieć nie może) to warto zająć się planem, co takiego trzeba, co można i co podniesie QOL, oraz jak to zrobić. Zaczniemy od infrastruktury.

Za całą pewnością przestrzeń będzie ewoluować. To czy Pani Dyrektor jakoś ogarnie dokumentację pod biurwę, żeby urządzić magazyn suchy w miejscu zastanym, czy też trzeba będzie dłubać w miejscu zabetonowanym (a Pan Baron ma fantazję rozbudowy, ale kasztelu, a nie gospodarki) to kwestia drugorzędna. Co trzeba zrobić na pewno to pomalować podłogę w ograniczniki gdzie z całą pewnością nie wolno czegokolwiek stawiać (skrzynki z bezpiecznikami, przełączniki). Czyli obramowanie z ukośnymi pasami wysepki. Będzie więc potrzebny do tego sprzęt w taki deseń:

https://www.maes.pl/produkt/233/wozek-do-malowania-linii-50-75mm

Ale zapewne ktoś przyjanuszuje i wymyśli aby kupić farbę do betonu i na klęczkach pędzlem kłaść odpowiedni akryl. Przy tej powierzchni to dopiero będzie kosztowało, ponieważ zaraz po oznaczeniu wysepek zastrzeżony wypada wyrysować trasy dla wózków jezdnych, oraz strefy dla zastrzeżone dla hominida (czyli zakamarki wzdłuż tras wózków, gdzie hominid może się skryć za solidną futryną czy innym słupem, jeśli w ostatniej chwili zorientuje się, że wtargnął i lepiej by go tu nie było, a w tych miejscach ciągle upychane sę palety, pudełka i śmieci, więc czasem ewakuować się nie ma dokąd; tych gratów nie powinno tam być, to przestrzenie refugialne).

W miarę rozwoju sytuacji trzeba będzie oznaczyć ciągi zastrzeżone dojść do schodów, biur i wyjść ewakuacyjnych, gdzie nie lza zastawiać czym popadnie. Tak samo dla wyposażenia hali O i punkty rozstawiania palet w kolejnych etapach produkcji i pakowania (bo na tę chwilę jest tam organizowana codziennie graciarnia bez względu na ciągi komunikacyjne). Więc co jakiś czas trzeba będzie coś dorysować, a na głównych trasach farba będzie się ścierać.

Następnie Pani Dyrektor raczy napisać uniżoną prośbę do Kapitana, aby ulżył w niedoli rolasom swoim umiłowanym i na świeczki led pod sufit dał, bo to tak nieekologicznie te jarzeniówy, mało energooszczędne, a do tego środowisku wilgotnym na lichym prądzie palą się jedna za drugą i niewolni po ćmoku muszą kiełbasę robić. Przykładowo:

https://www.globuslighting.pl/rozwiazania-oswietleniowe/oswietlenie-przemyslowe/

a przy okazji dobierze się coś na prywatę z podobnego asortymentu, aby oświetlenie w domu & zagrodzie też było, bo Pani Dyrektor widzi się normalne oświetlenie placu.

Zapewne dojdzie nieco barierek i odbojników, bo cięższy sprzęt jak ma źle ułożone cargo z futrynami sobie radzi, a przy mniej doświadczonych operatorach poradzi sobie też ze wspornikami mniejszej hali, niefortunnie ustawionymi na trasie. Że barierki, odbojniki i regały na składowania surowca wytwarza się z profila stalowego pokrytego później farbką to tego żelastwa 50x50x4 pójdą ilości odpowiednie dla potrzeb. Sześć metrów tego to coś ze 35kg, czyli tyle co skrzyniopaleta, czyli coś ze 150cebulionów za długość, a mendel lekko schodzi na jeden, sześciometrowy segment regału. Przy czym to jest opcjonalne – dalej można w drewnie i rzeźbić jęcząc, że nikt nic nie wie, a surowiec znajduje się gdzieś, co z konieczności wzbudza prace detektywistyczne co kwadrans.

Wypadałoby też coś zrobić w sprawie akumulatorów płynów, niezależnie co się hodowcy wydaje. Pojechać na farmy gdzie jest i zdobyć wiedzę, po co, i dlaczego samą pompą zaopatrzenie nie żyje. Płynów zarówno pozyskiwanych od Kapitana jak i pozostałych, bo w obu wypadkach jest tam rozwiązywanie problemów nieznanych w innych ustrojach.

To czy dolane zostanie betonu czy nie to już prywatna kwestia Pani Dyrektor i Pana Barona, ale najwidoczniej do czegoś to może być potrzebne. W ramach porządkowania rzeczywistości na klepisku warto rozważyć czy rampy mają dobre oznaczenia i oświetlenie, bo coś niektóre naczepy były cofane tak jakoś mało symetrycznie, do tego stopnia, że cierpiały na tym doczepione na futrynach przeszkadzajki, które z obrysu wystawać nie powinny, a jednak są. Bo żeby rampę hydrauliczną tam dostawić to raczej się takiego burżujstwa po Panu Baronie nie spodziewam, przecież blacha najazdowa rzucana z garba mocno się nie pogięła kiedy na naczepę przejeżdżał wózek jezdny. Ale gdyby odwiedzić jakieś centrum logistyczne i przyjrzeć się jak można sobie ułatwić życie to być może jakieś pomysły z rampami się pojawią. Bo to sam wylany beton nie jest. Tam jest jeszcze nieco ułatwiaczy.

Jako że farba jest zaplanowana, to wypadałoby wyznaczyć stałe miejsca parkowania i ładowania tych pojazdów, które tego wymagają. Szczególnie porzuconych paleciaków z ważeniem. Tak aby było wiadomo gdzie to znaleźć, i żeby biedny Karbowy w pocie czoła zbierający po niewolnych sprzęt porozrzucany miał gdzie go zatargać i wiedział gdzie go później szukać. A nie codziennie odgadywał nowe miejsca ukrycia. To pozwoli również optycznie ocenić czy czegoś aby nie brakuje. Do takiego punktu ładowania może zaistnieć potrzeba dociągnięcia pewnego medium, którym się one pojazdy ładuje, a że w czasie ładowania powstają pewne gazy (a jak jest dużo akumulatorów mocno ładowanych to powstaje ich sporo) warto zgodnie z behapem aby miejsce to było przewiewne oraz wyposażone w środki gaśnicze. Oznaczone oraz dostępne. Bardzo rozsądnym jest zorganizowanie takiego lokum pod regałem paletowym, na którym można umieścić stacje ładowania oraz na odpowiedniej wysokości płyny do uzupełniania akumulatorów obsługowych. I inne duperele związane z eksploatacją tych pojazdów. I jeszcze fajnie by było, aby dało się tam dotrzeć, oraz przestrzeń znajdowała się gdzie indziej niż na końcu świata wymagająca dreptania przez całe gospodarstwo.

Dla skrzyniopalet wyznaczyć magazyn główny. Oraz przejściowe do tymczasowego rozładunku. Kiedy przejściowe są zapełnione wozić na główny. I tak samo dla palet zrobić, przy czym one nie mogą bytować pod chmurką, bo księgowy się sroży jak liczy minusiki.

Dozór przy użyciu kamer bardzo mi się spodobał (nie w każdej jurysdykcji jest to dopuszczalne, ale bardzo ułatwia zorientowanie się, co się aktualnie odjaniepawla). Przy czym warto kamerkom pociągnąć kabelki, a nie bazować na wifi przy takich hektarach. Ponieważ przytargałem dodatkowy zestaw podglądactwa i szpulę kabelka to warto wyznaczyć zabezpieczony ciąg na kabelki i rozprowadzić. Kamery na zewnątrz też by się przydały.

Kiedy już będziemy przy robieniu ze stali, to tam gdzie są sanki ze strychu i można wkładać na górę rożne rzeczy widlakiem warto rozważyć osłonę na kable pod “balkonem”, ponieważ cierpi ona męki straszliwe od karetki widlaka. A skoro już są kamery i kable warto rozważyć na strychu “serwer” aby sobie w jakiś kulturalny sposób te dane gromadzić. Mam podejrzenie, że ten serwer będzie się rozwijał, więc od razu wstawić skrzynkę z rackami, bo zaraz dojdą potrzeby rozprowadzenia wifi do odległych zakątków.

Jeśli Kapitan Pani Dyrektor dozwoli to wyłudzić jałmużnę na widlaka elektrycznego. Zacząłbym od osiemsetki:

https://cesab.pl/wozki-widlowe-elektryczne/24-cesab-bit-800-1200.html

Ponieważ ma najmniejszy promień skrętu, i wystarczający zakres pracy w górę na to co potrzeba (metr niżej tego co ma mój), podnosi 800kg, więc zupełnie wystarczy, skręca na rozmiarze palety i mieści się na dwóch paletach plus 130mm offsetu, więc wszędzie wniknie i zewsząd wyjedzie, a na początkujących operatorów nie ma się co porywać z czymś groźniejszym, tym bardziej, że żelastwa nie wozicie. Chyba że plany Pani Dyrektor są poważniejsze, ale:

https://cesab.pl/wozki-widlowe-elektryczne/381-cesab-b315-320.html

w wersji podnoszącej dwie tony jak mój mógłby być po porównaniu nieuzasadniony przez księgowego. Choć ratowałby przed głupimi pomysłami “ile można podnieść” i koncepcjami “to uwieśmy mu coś ciężkiego na zadzie”. W każdym wypadku nie kupować dwóch takich samych widlaków, tylko różne modele, bo będą do różnych zadań gdyby jeden nie podołał. Zacząć od lekkiego, później, w miarę potrzeb wziąć co grubszego do wożenia większej ilości pełnych opakowań. Stacje ładowania i tak będą wymagały generatora, bo to co jest od Kapitana tylko szkód narobi przy niedoświadczonej w działaniu elektryki obsłudze.

Dojdzie też nieszczęście z DURem. Naprawdę potrzebujecie do tej liczby pojazdów czegoś z dużą bramą, aby w śniegu na kolanach nie robić, najlepiej jakby tych bram było tam więcej, zamykane, ogrzane (ciepło opadowe z generatora się marnuje, a tyle kW można tam odzyskać – tylko rurki pociągnąć inaczej z komina) i z własnym zasilaniem (ponieważ generator na hali podobno cierpi przy niskim obciążeniu, a tam będą urządzenia co prawda dużej mocy, ale używane sporadycznie). Przykładowo DUR mogę rozstawić do skopiowania, ale po pierwsze skrzyneczki narzędziowe muszą być z dojazdem utwardzonym (bo graty drogie jak się powywracają, a ADRu tam nie brakuje), a po drugie gdzieś w okolicy przestrzeni wyznaczonej, żeby sobie kulturalnie przejechać widlaczkiem jak najkrótszy odcinek. Więc to oczywiście musi być zabezpieczone przed lepkimi łapkami, bo tego się nijak na szczaw i mirabelki nie przelicza (na razie Barona nie trapię za ile kluczyk nastawny zginął, bo nie ma już włosów do rwania z głowy, a może się ten klucz jakoś magicznie znajdzie; przy czym wkrętarka marki zielonej, uznawanej przeze mnie za godną to przy tym tanie miki), a najlepiej jeśli jest to oddzielny budynek, a przynajmniej taki, żeby było jak nagrać film o każdym zainteresowanym wtargnięciem. I absolutną koniecznością przy tej liczbie pojazdów jest aby tam był podnośnik, tak że jak się coś upier… to majster który przyjedzie od razu będzie miał jak problemom zaradzić. Być może ktoś przy tym wymyśli jakieś działalności usługowe. W terenie zastanym jest co od spodu urwać, a nie zauważyłem aby przy najmniejszej usterce był jakiś znajomy warsztat, który na skinienie rozwiązuje problemy. Było druciarstwo i chłopki-roztropki.

Węże, szczególnie te grubsze mają mieć kołowroty, żeby było je gdzie odparkować, na miejsca ustalone i namalowane, żeby każda małpa dzika wiedziała gdzie tego szukać i czego tam oczekiwać. A nie że wąż jest rzucony gdzie popadnie, złączki są “tam gdzie ostatnio używano”, a zaślepki nikt dawno nie widział. Po użyciu zwijać, do użycia rozwijać.

Tak samo muszą być miejsca na przedłużacze, i mają być przedłużacze, a nie że się to po podłodze wala.

Tak samo standaryzacja – nie że są wtyczki siłowe 4 bolcowe i 5 bolcowe oraz dopasowane na widzimisię gniazda. Na magazynie ma być zapas wtyczek 16A i 32A (bo psują) oraz jakieś gniazda (rozumiem, że specyfika wymaga aby były z odcięciem, to takie mają być; ja całe skrzynki od razu montuję, bo @blacha dogodził i zapas jest). Tak samo gniazda i wtyczki do 220 mają być jak u mnie na kartony. W standardzie przemysłowym. I kabla każdego rodzaju też ma być na magazynie skolko godno. Dlatego magazyn pod kluczem i najlepiej tak, żeby nikomu tam nie było po drodze. Narzędzia do DURu mają być, zapasy śrub, nakrętek, zgodnie z tym jak to jest zorganizowane u mnie, a nie że mi po cztery śrubki ze stacji benzynowej dowożą. Klucze do tego wszystkiego tak żeby nie brakło (czyli przynajmniej parami), nasadki do wkrętarek. Już nie będę za dużo jęczał, że stoły pospawane są tak, że jak ręką szarpnąłem żeby przesunąć to się konstrukcja rozpadła i zostałem z profilem w garści. Wstydzić się, głowę popiołem sypać!

Sprzęt do pomiaru prądu ma być, a nie że ostatnia, zamordowana probówka leży sobie pod deszczownią przy włączniku pompy rozdeptana na betonie. I nie że jakieś probówki z wuj wie jakim zabezpieczeniem tylko normalne multimetry też.

Złączki do węży – standaryzacja średnicy węży. Żeby tego na kolanie nożem do prucia warana nie rzeźbić. Węże – wyznaczyć standard i na magazynie – skolko godno.

Trytki mieć zapas, tak samo taśmy, kleju na gorąco i przyrządów do jego aplikacji. A nie łapać się zaraz po otwarciu, że nie ma. Cybanty tak samo – to jest przedmiot pierwszej potrzeby na takiej produkcji.

O tym, żeby DUR miał jakąś obsługę pralni przemysłowej warto wspomnieć, zanim ktoś wpadnie na świetny pomysł zarżnięcia cywilnej pralki.

Przed sezonem wypada nieco smaru w prowadnice jednak wsadzić, bo bramy od nowości suche, a te starsze to smar chyba widziały raz. Trzeba na magazynie mieć smar, pędzle. No i wypada mieć czyściwo na tę okoliczność. Na kręciole, żeby majster nie musiał ciężkiej rolki brudnymi łapskami dźwigać. I mydło do mycia majstrów, takie jak mam w skrzynce narzędziowej:

https://www.ikaros.net/sv/iks/handrengoringsmedel-swarfega-heavy-6-x-1-l

może być w mniejszych pojemnikach dla wygody. Firma która dowozi na folwark ręczniki papierowe na pewno to ma, bo to jest z tego samego koncernu.

A ściury to tak jak biurwa doradziła Pani Baronowej – zlecić firmie od ściurów, bo pisanie epistoł jest słabym dupochronem, a tak kto inny ma problem delegowany i jest się kogo czepić. I ubezpieczenie od odpowiedzialności w razie czego mają.

Kuchnię zorganizować po ludzku, w razie czego przejść się do korporacyjnej stołówki i podpatrzeć jak to się robi w cywilizacji technicznej. Bo to co jest nie licuje. Że działa jak się zmusi to jedno, a że nie bardzo jest to warsztat pracy dla garkotłuka – wstyd. Takie coś uchodzi w 5 osobowym MiŚiu, no ale nie w Średnim kołchozie. Tak samo zapas opału, a nie że się co chwile lata po butle na stację benzynową i szuka klucza czym to tym razem dokręcić. Są butle – na łańcuchu ma być klucz dla kuchni, przeznaczony wyłącznie do tego celu. I zapas butli, bo roboczogodzina umyślnego piechotą nie łazi. Tłumaczenie się jakimkolwiek “przy okazji bo i tak jedzie” w obliczu braku ciepłej strawy nie jest żadnym usprawiedliwieniem. To naganne!

Wyznaczyć parkingi, nie żeby zaraz lać tam beton, ale żeby były jakieś jaskrawe słupki gdzie małpy dzikie mają ustawić pojazdy. Bo co chwilę jest jakiś dramat, że ktoś kogoś zastawił, Pani Baronowa ładuje się na plac manewrowy i jest przeganiana większymi widłami, traktory porzucone gdzie akurat operator wpadł na pomysł zrobienia czegoś lepszego.

Dalej zajmijmy się QOL. Na strychu wypadałoby zrobić biuro, i to takie prawdziwe. Ponieważ Baroństwo miesza pomieszkiwanie z biurwieniem co bardzo źle wpływa. Home office jest co prawda w modzie, ale jednak noszenie kwitologii z miejsca na miejsce skutkuje ciągłymi poszukiwaniami, w której kancelarii to aktualnie jest i gdzie się podziało. Na strychu miejsca nie brakuje.

Kolejną kwestią byłoby ujednolicenie sprzętu. Drukarki kilku różnych marek, do tego nie zhackowane, żeby żarły jaki popadnie toner nastręczają wielu kłopotów eksploatacyjnych. Wypadałoby się na coś zdecydować i sobie wyrychtować to do poziomu taniej obsługi. Ten samsung, którego macie w kasztelu jest całkiem zasadny – 3r3 poleca, bo ma takie dwa. Oczywiście @impeer znalazł mi jak poprawić firmware, aby się nie czepiało o pochodzenie tonerów.

Przy takim zasilaniu z całą pewnością potrzebne są UPSy, bo nie jest pytaniem czy, tylko kiedy jakiś sprzęt zbuntuje się na dłużej. Te drukarki wariują tak, ponieważ w zastanych temperaturach, przy zasilaniu jakie tam jest rozgrzanie nie licuje z oczekiwaniami firmware, więc znoszone są do drukowania w biurze. A przy takim zasilaniu mam pewne podejrzenia, że UPSy dość często będą miauczeć jakoby to ze ściany prądu nie przypominało. Przynajmniej będzie wiadomo kiedy przestawić hebel na generatorze.

Telekomunikacja. Ból dupy na Bagnach. Ponieważ w Niedorzeczu repeater GSM/UMTS/EGSM musi być zamontowany pod dozorem (groźba grzywny, a nawet dwuletnich wakacji w lochu, bo tam można różne podsłuchy nabroić i sygnał nie musi być szyfrowany) to dostawca usług technicznych, z jakim się tam Baroństwo zna coś wybierze, coś poleci i nie oszczędzać. Będzie tego zapewne ze dwie sztuki (kasztel i zagroda) przynajmniej, a to ustrojstwo powinno kosztować około 1keur, i nie wolno na tym oszczędzać. Bo na tę chwilę ledwo tam telekom dochodzi. Co doraźnie rozwiąże też w małym zakresie problem z dostępem do internetu. Który jest urągający. A jak Pani Dyrektor bardzo chce mieć rozwiązania takie jak 3r3, to z czystym sumieniem polecam zamówić (na dobry początek) Starlinka w wersji domowej i raz go sobie uwiesić na dachu kasztelu, a na sezon na dachu kamieniołomu. Śruby montażowe polecam kleić do dachu w okresie kiedy śnieg nie pada, choć palnikiem można wiele zdziałać. Jak się przyjmie w wersji domowej, to pewnie Pan Baron zaraz wypatrzy, że jest w wersji do karwany, a nawet taki poważniejszy dla przedsiębiorstw. Koszt wejściowy jaki jest obecnie nie wiem, dawno temu starter kosztował 1.5keur, a miesięczny rachunek co roku tanieje, zaczęło się od 120, a teraz jest 65eur/m. Biorąc pod uwagę obecne kopanie się koniem jakie widziałem to jest dla takiej zapadłej prowincji ostateczne rozwiązanie kwestii dostępu. Tym bardziej, że na barońskiej inklinacji jest gęstsze pokrycie fruwajek, niż u mnie, gdzie one “zawracają”. Bydlę się samo rozmraża, odśnieża i znosi warunki pogodowe panujące w mojej okolicy, więc na Bagnach będzie miało jak w raju.

Organizacja i podział zadań.

Warto jasno określić kto za co odpowiada. Bo na tę chwilę Pan Baron gania jak z pieprzem myśląc że wszystko się wali. Czyli kto odpowiada za przygotowanie instalacji na sezon (ostatnio odpowiadała Pani Kanclerz, ale wszystko trzeba było brać z łapanki doraźnie z tego co było akurat na półce, i lichy towar się trafił). Kto odpowiada za dostawy (Pan Baron z Paniczem). Kto odpowiada za sprzedaż (Pan Baron z Panią Baronową, zapewne powoli będzie w to wciągana Pani Dyrektor, ale najpierw musi bez stresu i obciążeń ogarnąć fabrykę, aby samo działało delegując zadania, a to wcale nie jest takie proste, bo nawyki Pana Barona). Za przetwarzanie odpowiada Pani Dyrektor i to działa. Natomiast do operacji wyjścia (czyli ostatnie dni bajzlu) będzie potrzebny Pan Baron, bo generowany jest wtedy bałagan w procesach i nikt nic nie wie, a prole kosztują i jeszcze grubym słowem rzucają.

Jeśli wypalą pomysły Pani Dyrektor to będzie jakaś obsługa hali (czyli zorganizowany transport) i z garba spadnie nieco, bo będzie jakieś utrzymanie ruchu na jałowym biegu oraz rozpoznanie istniejących bolączek.

Jak już baroństwo ogarnie kto za co odpowiada to zorganizować sobie jakiś meeting przy tablicy, o wyznaczonej godzinie, w celu podzielenia się świetnymi pomysłami co i jak usprawnić. A nie, że każdy lata z własnym pomysłem i mrówki ciągną przeciwnych kierunkach, aż wyjdzie z tego mrowisko, bo mrówki na miedziaki chodzą i księgowy nie pochwala. I tak wszystko jest robione w warunkach przypominających agile, więc nie ma co sobie żałować kwadransa na omówienie stanu aktualnego i wyznaczenie zadań do najbliższej zmiany planów.

Kierownicy hal powinni stawiać się przed stonką i ogarnąć przestrzeń, sprawdzić stan techniczny przydzielonych widlaków, odebrać rozkazy, posprzątać bajzel po nocnej zmianie (bo z przyczyn organizacyjnych to co zdarza się tam zastać rano gdy pustych skrzyń przybywa woła o dyby). Od rozwożenia wsadu po gniazdach jest kierownik na widlaku danego przedstawienia, a nie żeby niewolnych z paleciakiem na biegi po sto metrów przez śnieg ganiał. Sobie wybierze, sobie zawiezie, sobie postawi, sobie odbierze – po to ma wyposażenie. I z fotela będzie miał lepszy rzut oka na to co się aktualnie dzieje. Hal jest tyle, że gdzieś pomiędzy dwóch, a trzech typów potrzeba. Zależnie od intensywności pracy. Oczywiście kierownik szybko się przekona gdzie pomalować linie do rozstawiania gniazd roboczych i gdzie może dojechać nie krzywdząc niewolnych. Więc sobie na podstawie tego rozstawienia obmyśli z kadrą malowanie.

Pani Baronowa jako QC powinna mieć wygodne biuro przy O, gdzie towar zawsze czeka na załadunek, tak aby podejrzliwym wzrokiem rozeznała, czy to co wychodzi do ludzi się nadaje. Ktokolwiek by siedział na QC i odbiorach tam właśnie powinien urzędować. Stale, a nie doraźnie bo jest ciągłe bieganie po obiekcie. Więcej tego łażenia jak roboty. A to tam jest widoczny rezultat i wstecznie do źródła można od razu prostować niektóre osiągnięcia rękodzielników. Dodatkowo na bieżąco będzie wiadomo co jest, bez zbędnego biegania co chwilę by się upewnić. I tam też drukować należy kwity do wywozu, do oznaczenia produktów i podobną makulaturę.

Na początek powinno wystarczyć. Ale obawiam się, że skoro Pan Baron nie ogarnął DURu do dziś, a kotłownia gdzie trzyma narzędzia nie wskazuje aby miał zapędy techniczne to zapewne skończy się to na chceniu i w konsekwencji druciarstwie. Na pewno znajdzie słuszniejsze wydatki niż takie fanaberie jak utrzymanie infrastruktury, która łatwo przyszła i sytuacja w tym zakresie pozostanie w sferze planów. Bo jeśli chłop na wsi nie wymyślił, że pierwsze co to musi dla traktora z osprzętem mieć warsztat & przechowalnię (niczym dla konia stajnię) i liczy, że pod chmurką konie się uchowają, to koszty będą rosnąć, i rosnąć, i rosnąć. A do prowadzenia biznesu potrzeba tylko trzech rzeczy, których przy tym ubywa. Pan Baron co prawda na rozkurz skarży się okrutnie, ale nie ma oka aby oszacować skąd się on przy takim rozmiarze przedsiębiorstwa bierze, i że to nie są te same przyczyny jakie występowały w Małym MiŚiu. Bo główną przyczyną w Średnim MiŚiu jest to, że wódz Indianom nie zorganizował i dlatego deficyt względem oczekiwanych bizonów, a strzał poszło więcej niż trzeba, bo trudniej było trafić.

Mnie się to wszystko łatwo pisze, bo jeśli chodzi o organizację fabryk, przejścia ze startupów w korporę, z Małego na Średnie i prowadzenia różnych rozmiarów mam tyle doświadczenia ile Pan Baron w waranach i lemurach. Ale jakby to wszystko było takie proste i oczywiste, to by w całym Niedorzeczu była manufaktura jedna na drugiej, a nie obce montownie i garażowe dłubaniny po stodołach. Całe urządzenie jakim jest fabryka nie ma manuala, każda jest nieco inna, ale istnieją pewne standardy i rozwiązania, które upraszczają życie zatrudzonym w takim kołchozie. Przy czym zapoznanie się z problemami trapiącymi zapadłą prowincję było wyjątkową lekcją, gdzie wielu nowych rzeczy się dowiedziałem, z kategorii “co jeszcze może nie działać” i czego to cywilizacja tam nie dowiozła. Problemy nie znane w obszarach przemysłowych, a niespotykane w jakimkolwiek obiekcie przemysłowym.