Mainstream

Donosy smarkatego i nie tylko

Smarkaty ciągle przynosi jakieś tematy ze szkoły, więc będzie trochę bredzenia o tym co się dzieje w svenskich szkołach, na praktykach, w przedsiębiorstwach oraz dyskusje Szreka z Osiołkiem. Zbieranina tematów do jednego wora. Skoro to jest blog, to: “wczoraj na obiad było”. A na końcu oczywiście kwestie “palestyńskie” bo to problem występujący w szkołach Kalifatu Północy.

Przyłazi mały nerd i nie rozumie, że ktoś nie rozumie. Systiema w Absurdystanie jest tak skonstruowana, że jak smarkaty ogarnia za dużo, to mu dają egzaminy z kolejnych klas na dany przedmiot, ale oni tam mają zabytkową semantykę, więc mają takie coś jak nauki przyrodnicze. Jest tam zebrana chemia, fizyka, bilogia, geologia i inne duperele. Wiem, że w nieco zmodernizowanej wersji nie bardzo byście wiedzieli dlaczego fizyki uczą razem z biologią, kiedy każdy nerd ogarnia, że to bliżej matematyki teraz leży, no ale ta przypadłość się wyjaśni dalej sama.

Spędzam więc godziny tłumacząc co zajmuje sieci neuronowe neurotypowych. Kłopocik wynikł z tego, że trzy lata temu nauczycielka od matmy wrzuciła do systiema jakoby warto przeprowadzić smarkatemu egzaminy z matmy “do przodu” bo “psuje zajęcia”. Psucie polegało na tym, że jak im dawała zadanie na całą lekcję to ten od razu podawał wynik. Znacie te przypadłości, bo wielu czytelników miało tak samo. Zazwyczaj przenosili nas wtedy do klas, gdzie wszyscy od razu znali wynik i można było dać trudniejsze zadania, gdzie byliśmy zmuszeni szare komórki zapętlić na dłużej. Inną formą psucia, było to, że nauczyciele mają budżet na zachęty, więc nauczycielka przynosiła cukierki za dobrze zrobione zadania. No i tak jak je przynosiła to zabierał z pudełkiem. Uznała że to bez sensu. Przy okazji zgarnął słuchawki i inne gadżety. Naprawdę starają się zachęcić dzieciaki, ale jest to tak samo bezcelowe jak nagroda za szybkie bieganie – wszyscy wiedzą kto biega najszybciej i nie ma się co szarpać, wiadomo kto wygra.

[dygresja dla czytelników casual]

Dla czytelników doraźnych wspomnę, że w klasach początkowych do smarkatego przykleiła się ksywa “kalkulator”. Dzieciaki rzucały coś do policzenia i sprawdzały czy szybciej wklepią to w kalkulator czy smarkaty poda wynik. Popsułem im zabawę sugerując młodemu, aby wrzucał tam pierwiastki liczb ujemnych, na czym normalne liczedełka się zatną. W tym czasie doszło do karygodnych brewerii, kiedy to młody zaczął tłumaczyć zadania kolegom, później rozwiązywał zadania domowe za innych (również starsze klasy). Oczywiście rozkręcił na tym biznes i ponoć doszło do jakiejś aferki, bo uczniowie się skarżyli nauczycielom, że nie stać ich na tyle zadań domowych. Szkoła zapewnia popyt na usługi. Doszło do tego, że kiedy nauczyciele nie ogarniali jakiś zadań (przejdziemy do jakości kadry w Absurdystanie, ale jeśli myślicie że w Bulanda jest źle, to zapewniam, że to dopiero powiew ciepłego powietrza przed wrotami piekieł) to kalkulator objaśniał co i jak. W pamięci kołacze mi się przypadek, kiedy nauczycielka objaśniała system dec i bin, a w książce było zadanie “sprawdź czy rozumiesz” o trójkowym i siódemkowym więc się pogubiła o co chodzi.

Oczywiście przebrnąłem przez lata pytań smarkacza, kiedy to rozwijało się myślenie abstrakcyjne. To taki etap kiedy dziecko pyta ile to dokładnie jest 1/3 i powoli przechodzimy do objaśniania, że te magiczne znaczki to jest wyobrażenie abstraktu jakiejś liczby, i nie musimy jej przedstawiać w określonym układzie odniesienia. Jest to jakaś tam zmienna p, której wartość ujmujemy na marginesie w postaci. Tak przebrnęliśmy do zapisywania liczb, które są niesłyszalne, a później do ukrywania pod tym całych równań, w tym zawierających liczby wielokrotne (wektory, macierze, zbiory). Oczywiście do tego czasu młody był przećwiczony z dłubania na literkach, choć jeszcze nie wiedział po co jest takie coś jak a=b/c z głupim pytaniem ile wynosi c? W każdym razie coś co ośmiolatek ogarnia.

[koniec dygresji]

Wróćmy do historii z tą szkołą. Żeby posłać smarkatego na egzaminy z kolejnych klas (coś jak egzamin komisyjny z kuratorium) trzeba było go posłać na zajęcia z tej klasy. Na zajęciach połapali się, że po kwartale materiał jest przerobiony, kiedy reszta uczniów jest w lesie. Dali mu zadania fakultatywne i zrobił egzamin. Więc od razu posłali go na zajęcia z kolejnej klasy (skoro zaliczył to nie można inaczej) i sobie tę podstawówkę (dziewięć klas, taki ustrój) zrobił. No ale co dalej? Bo niby na zajęcia chodzić nie musi, a klasy dalej już nie ma, ale nie może sobie tak po prostu nie przyjść (taki ustrój, nie można nawet napisać dziecku usprawiedliwienia, że jedziemy na urlop i nie będzie go w szkole, bo zaraz biurwa za schaby chwyci, opieka społeczna wtargnie i cyrk urządzi, jeszcze mandat wlepią). Trafili więc na pętlę, że nie można wysłać dalej, podręczników z kolejnej szkoły nie mają, a muszą prowadzić mu zajęcia, tylko nie bardzo jest kim, bo to podstawówka (tak, będzie dalej o tym jak jest z kadrami). W zeszłym miesiącu (do końca roku szkolnego jeszcze daleko) padło zasadnicze pytanie, bo młody pozaliczał jakieś tam numerki z literkami (ponieważ też robiłem szkoły w Kalifacie Północy to coś tam te literki jak przez mgłę kojarzę) i wygląda na to, że nie będzie miał co robić w gimnazjum. Pytanie brzmi “co dalej mają z nim zrobić?”. Z tego co pamiętam jest jeszcze jedna literka, którą można zrobić na tym poziomie, ale rok szkolny jeszcze trwa.

Jest kilka innych kłopocików. Oceny są dość niespójne z powodu klucza. Otóż jest oddzielna ocena za kłapanie dziobem i oddzielna z pisemnych. Naturalnie z pisemnych wszędzie jest max, a z kręcenia ozorem jest bardzo słabo. Znamy to. Objaśnianie jak uzyskaliśmy wynik kwitowane jest wszak kwadracikiem (co jest oczywiste). Jak dla kogoś nie jest to oczywiste to jest jego problem. No ale takie żarciki tylko w auli domu wariatów, a nie wśród humanistów. Nie istnieje jednak rozwiązanie, w którym sensowne jest trzymanie w jednym roczniku typów, którym ciężko jest wyjaśnić ułamki z takim, któremu ostatnio tłumaczyłem jak w różniczce rozpoznać wielbłąda (osobliwa) i żeby na razie wielbłądy wykrywał oraz się za nie zabierał, bo jeszcze nie posługuje się aparatem z wystarczającą swobodą.

#kadry w edukacji prowadzą do segregacji

I tu dochodzimy do tego kłopotu z kadrami. Zapewne obiło Wam się o uszy, że w Bulanda coś się belfrom nie podoba w wyniku czego belfrów brakuje. W Kalifacie Północy przechodzili ten etap nad przepaścią już dawno i zrobili zdecydowany krok naprzód. Smarkaty nawet nie wie kto go czego aktualnie uczy, ponieważ nauczyciele zmieniają się kilkukrotnie w ciągu roku. Opowiada mi często o absurdach z gatunku “języka tubylczego uczy nas imigrantka” albo “czegoś tam uczy nas nauczycielka, która chyba nie umie czytać”. Tak, dzieciaki poszły do rektora zapytać czy wszystko jest, ok bo nauczycielka chyba odgaduje wyrazy, rektor wspomniał że miał już sygnały o tym problemie i stara się coś z tym zrobić, ale nie ma nikogo na to stanowisko. Tak wygląda selekcja, kiedy honorarium nauczyciela jest niższe niż kasjerki w Lidlu.

Z prostego faktu, że nauczyciele są takiej jakości jakiej są dochodzi do drastycznej segregacji. Bo to nie jest tak, że młody jest wyjątkowo łebski, tylko że w sytuacji zastanej wyniki w szkole zależą wyłącznie od tego, czego nauczy się w domu. Kiedy zwrócił na to uwagę, uznał że coś jest na rzeczy. Że ilość przeczytanych książek zależy od tego, czy w domu są książki. Ciężko jest przeczytać książkę, której się nie ma i biblioteka pomaga jedynie tym, którzy przebrnęli przez początkowy etap “książki istnieją & się je czyta”. Dodatkowo jeśli dzieci widzą, że dorośli czytają książki, to istnieje szansa że też to popełnią, a jeśli nie… to niby po co taka aktywność? Tak samo jeśli dorośli klepią kod to…

No i tu przechodzimy na zajęcia młodego z kodoklepstwa. Tak, w klasie gdzie spora część dzieciaków ma problem z wnioskowaniem, nie ogarnia ułamków, zgodnie z (klękamy) podstawą programową (spocznij) trzeba im przeprowadzić zajęcia z przedmiotu. Oczywiście mieli sratcha i inne bzdety, a ostatnio młody zapytał mnie, jak się je kontrolery:

https://makecode.microbit.org/

bo dostali mocno zdemolowane robociki z dwoma kółkami napędu i jednym skrętnym, i coś tam mieli zrobić, ale na początek aby ogarnęli jak się dłubie w symulatorze. Mają tam co prawda okrojony visual, ale w symulatorze na nic się nie przydaje (pomijam że zajęcia są prowadzone bezmyślnie, bo mają napisać kod, a później załadować do robota, który nie bardzo pasuje, a nauczyciel nie ogarnia, że kod jest do konkretnej platformy kontrolera). Więc młody wszedł do warstwy klepania na żywca, i tam jest pytong. Jako że pytał mnie w czasie lekcji to musiałem w kwadrans rozgryźć pytonga (nie lubię takich języków, żeby hierarchia zależała od wcięć, a nie od składni zniesmacza mnie) oraz objaśnić jak działa pętla główna. Jest tam wyświetlacz 5×5, i jak to z wyświetlaczami jest macierz, to po ogarnięciu podstaw młody zrobił na ten wyświetlacz “grę” labiryntową. Doświadczenia z arduino się przydały (po tym jak ogarnął programowanie ruchu na wyświetlaczu z arduino pokazałem mu normalne IDE pod windę, a później było tylko gorzej). Jednakże nauczycielka zwróciła mu uwagę, że wystawiła już ocenę, bo nie ma do niego żadnych pytań. Reszta po prostu kopiowała przykłady w visualu i tyle z tych zajęć było. W domu padły pytania dodatkowe, bo mieli zaprogramować tego robota, żeby jeździł prosto, no a wszystkie zdezelowane. Więc przebrnęliśmy przez orientację na podstawie akcelerometrów, na różnicowanie napięcia pomiędzy silnikami kół względem informacji z akcelerometrów, o tym jak działa akcelerometr, dlaczego da się ze środka zmierzyć przyspieszenie, a prędkości nie. O co chodzi z układami doniesienia etc. Posługiwałem się w tym przykładami z jego klepstwa gdzie stosował rozwiązania (pozycja “kamery” względem mapy, zakres wyświetlania, zakres przeszukiwania pozycji myszy względem ekranu, względem mapy). I jakoś mu się to zaczęło dodawać. Przy okazji wynikła konieczność dla której nazbyt dokładnych akcelerometrów nie można kupić ot tak.

No i robot nauczył się jeździć prosto, mimo że był popsuty. Oczywiście wszystkie te funkcje były już spakowane w polecenia, bo to przecież do nauki dla dzieci jest, i nie ma tam konieczności dekodowania sygnału raw na data feed oraz różnicowania względem obrotu (dane z trzech akcelerometrów wyznaczające wektor ruchu). Ale i przez to przebrnęliśmy żeby wiedział jak się to robi.

#rotacja kadr w edukacji

Już wspomniałem, że młody nie jest w stanie ogarnąć kalejdoskopu zmieniających się nauczycieli. Ponieważ nauczycieli brakuje (za tyle to zbiór jest zawsze pusty) przydziały do przedmiotów są dość losowe. Z językami tak się nie da, więc do języków jest zazwyczaj przydzielany native, ale na język tubylczy brakło szwedzkiej mniejszości, więc uczy imigrant. Za to matematyki niby uczy ktoś z “kursem ogólnym przygotowania do nauczania”. Tak jakbyście wzięli polonistę i kazali mu tłumaczyć fizykę, maturę niby ma, to niby wie. Jak bardzo niby to sami wiemy. Jak przechodzimy z takimi kadrami do lekcji chemii czy matematyki to słusznie wyobrażacie sobie, że nauczyciel może co najwyżej przeczytać klasie podręcznik rozumiejąc tyle samo co oni. Bezsens całego cyrku ogarniają nawet dzieci. Na całe szczęście mówimy o szkole, w której na porządku dziennym nie występują noże i środki odurzające. W takich szkołach można policzyć tubylca na palcach jednej ręki (czyli podać mniejszość lokalną w promilach), tymczasem u młodego, można tubylca liczyć na palcach ręki pracownika tartaku w klasie. Z czego oczywiście wynika, że prowadzenie zajęć z przedmiotów to nauka języka, a że nauczyciele też imigranci to i dla nich pewne wyrazy są obce, idiomy niezrozumiałe, a najlepszy żart jest na samym końcu. Większość zajęć na uniwerkach jest prowadzona po angielsku. Od dość dawna, ponieważ nie ma dość uczniów ogarniających szwedzki. Przez ostatnie 20 lat język tubylczy zmienił się znacznie, wyrazów obcych (niby też jakoś tam rozgałęzionych z old norse) przybyło. A nawet zaczęły być powszechnie używane słowa arabskie.

Pomyślcie sobie, że za dekadę czy dwie polski zacznie dryfować z głośni niemieckiej z powrotem do miękkiej (lwowskie “L” ktoś jeszcze pamięta? To można obejrzeć filmy z międzywojnia i sobie przypomnieć). Zaczną się pojawiać wyrazy ostatnio używane z 1RP. Żart z military szopa się kłania “jak w Polsce kupić kamizelką z wkładami?” – “poproś o karier z bronikami”^^. I co ciekawe – zostaniesz zrozumiany. A w jakim to jest języku to nikt już chyba nie ogarnia. W języku zrozumiałym.

I tak skacząc z młodym po tematach przeszliśmy do wyobrażenia życia pozagrobowego w funkcji średniej wieku umierających. To tak wyglądają dyskusje z dziećmi “o życiu i w ogóle”. Naprowadziłem go na wniosek jakoby wyobrażenie “Nieba” zależało od oczekiwań umierających. Na przykład osoby w wieku podeszłym, prowadzące “spokojne” życie na roli chciałby mieć święty spokój, i niech aniołki przygrywają na harfach. Co innego w kulturze, gdzie jest ciśnienie, umiera się w wieku średnim – tam jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, więc uczty, bitwy, no jakaś robota. Aż przeszliśmy do kultury gdzie umierają nastolatki. Jakież musiałoby być wyobrażenie nieba? Czego pragnęliby nastolatkowie? Co im obiecać? Zaproponowałem w dużych ilościach hurysy. I koncepcja Nieba stała się oczywista.

Jednocześnie młody trafił (znowu) na praktyki (prao, wygogolić można tet/prao). Smarkateria w ósmej i dziewiątej klasie musi iść na praktyki do jakiejś firmy. Jak sobie nie ogarną to dostaną z rozdzielnika (zazwyczaj fastfood albo gminną fikcję, na jakie skarży się @MedicusHelveticus). Za pierwszym razem młodemu ogarnąłem jedyną firmę przemysłową z jaką szkoła ma stosunek (akurat pod szkołą jest taka firma), i młody trafił do znanego mu środowiska (się tnie laserem, się wygina, się spawa, się widlakiem jeździ, się gwintuje – wszystko co każde dziecko robi od postrzyżyn). Zwracał uwagę, że średnia wieku była “w ciągu roku idziemy na emeryturę”. Tym razem musiał iść do innej firmy (taki wymóg), no to go podwiozłem do poważniejszej produkcji. Siłownie hydrauliczne do ubotów, nafta, gaz, wydobycie. Podpowiedziałem do kogo napisać i o co, podać kontakty do wcześniejszych miejsc praktyk i jakoś to będzie. Trochę się zdziwili (dawno im nawet z technikum nie przysłali kogokolwiek), ale skoro mają taki deal z gminą to wzięli. Młodemu oczywiście podobają się większe tokarki fi2 l12 oraz cała reszta szpeja odpowiedniego kalibru, gdzie do panelu frezarki trzeba iść po schodach. Ale on zdziwiony był jeszcze bardziej niż oni. Bo w poprzedniej firmie to ludzie liczyli czas do emerytury, a tutaj średnia wieku jest jeszcze wyższa. Tak pomiędzy 70, a 80. Prawdziwi, żywi boomersi. Skansen i rezerwat. Oczywiście wspiera ich kilku 65 letnich smarkaczy.

Tradycyjnie jak to na praktykach niby nic nie wolno, ale przy tej średniej wieku osoby odpowiedzialne za praktykantów w tym okresie są zazwyczaj chore (przy tej średniej wieku jest tam wywieszona lista kto kiedy ma na co operację, ile orientacyjnie będzie w szpitalu i połowy załogi nie ma z definicji) więc i tak mu zorganizowali wszystko, czego niby nie wolno. Wszak dawno nie mieli praktykanta. Jak mnie oprowadzał to mu kilka rzeczy wyjaśniłem, bo o ile cięcie plazmą przerabiał u mnie w warsztacie, i szkoła do której trafi też ma wycinarkę, a on bardziej oswojony z laserem, to nie bardzo wiedział, że do przebicia 200mm blaszki jest głowica z wiertłem i dodatkowa z gazem (tlen-acetylen) oraz jeszcze trzecia do ukosowania gazem, a w takich warunkach plazmę zasila się nie powietrzem, a czystym tlenem (lub do blach upierdliwych z utlenianiem czystym azotem). Na miejscu mu wyjaśnili, że dokumentacja to jest “teoretycznie” bo ze względu na złożoność albo wiesz co robisz, albo nie robisz, i niby gdzieś tam w komputerach jest do wszystkiego rysunek, nawet model, ale nikt nie ma czasu na obróbkę tej buchalterii więc wymiary wyciąga się doraźnie wprost z modelu i dokumentacji nikt nie przygotowuje. Ona oczywiście jest do podstemplowania, ale to tylko tak dla formalności. Państwo rozumieją – tak produkowane jest wyposażenie między innymi do ubotów, to nie jest tak jak w Bantustanach, gdzie jest tabun kierowników, kontrolerów jakości i innych małp w krawatach. Tego się nie da produkować w takiej organizacji gdzie dyrektorów więcej niż pracowników. To się robi właśnie tak – się umie i w garażach każdy robi swoją część, ponieważ robi to od czasów niepamiętnych w kolejnych wersjach. Doprowadzenie do takiego poziomu kwalifikacji wymaga około wieku. Z czego można od razu pochwycić wniosek, że z tym przenoszeniem produkcji ciężkiej do Bulanda (istotnych podzespołów) nie da się utrzymać urojonych metodologii, biurwy i kadry w białych koszulach. To zwyczajnie tak nie działa i to jest jedna z przyczyn, dla której w Polin nie ma takiej produkcji. Mam świadomość, że żaden z teoretyków od dłubania w cadach mi w to nie uwierzy i będzie żył w przekonaniu, że jeśli po prusku nie upilnuje się wszystkich aspektów tworząc nawis administracyjny to nic z tego nie będzie, ale jest wprost przeciwnie co akurat mamy na zajęciach z organizacji produkcji. To się robi od dołu.

Gdyby jednak ktoś opowiadał, że jest inaczej i coś się w całości robi w Niedorzeczu, to proszę porównać wolumeny do liczby ludności. Gdyby utrzymać proporcje to w Polin braknie politologów do przekwalifikowania na QC.

 

#Palestyńczycy w szkole

Tak, są Arabowie, którym wydaje się że są Palestyńczykami. To taki etap organizacji, kiedy komuś się wydaje że jest Mazurem. Dobrze że nie Mazurkiem. Otóż nauczycielka coś tam w zeszłym tygodniu zaczęła opowiadać, że się straszne rzeczy dzieją w Ziemi Świętej. Jako, że uchodźców nie brakuje (wiadomo – wypędzono mu pradziadka to ten dalej uchodźca) to zaraz jeden taki wstał i objaśniał nauczycielce, że to walka z okupantem, nielegalnymi imigrantami, którzy sobie ogłosili państwo na ich ziemi i takie tam. Czytelnicy znają tę historię i pewnie w głowę zachodzą jak do tego doszło, że gasnący kolonializm wygenerował tam tyle państewek, których nigdy nie było. Taki wypadek przy pracy. Wystarczy rzucić okiem na choćby Żydów – zasiedlanie wyspowe. Pojęcie granic państwa, i samego państwa unitarnego rodem z Europy nie ma żadnego sensu na obszarach pustynnych. Dlatego są to granice ciągnięte od linijki. Na tamtym obszarze państwem jest miasto. Może być państwo wzdłuż rzeki. Jak się pociągnie nawadnianie to nawet wzdłuż drogi. Ale przecież nikt przytomny nie będzie mieszkał na pustyni (nawet Beduini mieszkają przy studniach).

Do całej awantury doszło (jak to tradycyjnie na tych terenach o damski), ponieważ Żydzi przywieźli na bagna nieco rozumu i zaczęli tam odbagniać malaryczny syf. A reszta chciała za frajer z tego korzystać. Jako że Żydzi przyjeżdżali z państw narodowych o charakterze unitarnym to proklamując, że łune też majo niby jakie inne mieli zorganizować? To jak w Liberii – przyjechali niewolnicy to zrobili ustrój niewolniczy. Podziały terytorialne były co prawda między potęgami kolonialnymi, ale ludność (Żydzi i Arabowie, oraz trochę Beduinów, ich zawsze jest mało) żyła sobie oddzielnie (pomijając miasta, gdzie byli oswojeni), ponieważ gospodarowała w różny sposób. Ale że ludzi zawsze za dużo (tam akurat) to od czasu do czasu się mordowano. W dokładnie taki sam sposób jak w zeszłym tygodniu – czystki etniczne. To że etnicznie semici od semitów się nie różnią to akurat nikogo nie obchodzi. Różnice są w kulturze i języku. A to że Żyda (poza aszkenazyjskim) można przebrać za Araba i nikt się nie połapie to mało ważne.

Były niby jakieś pokrzykiwania jakoby Arabowie z perskiej organizacji (cóż za perska przewrotność) sponsorowanej przez okolicznych królów dzieciom łby ucinali, ale jakoś nikt tego nie zarejestrował. Wiadomo – Irakijczycy dzieci w inkubatorach krwiożerczo dusili, tak zeznała rzekoma pielęgniarka, która przypadkiem tam nie była. Przytomna cenzura w mediach od razu zaczęła więc wycinać wszelkie insynuacje tego typu jako propagandę wojenną. Z prostego powodu – nikt tego nie nagrał. A na pewno środków do rejestracji obrazu nie brakuje. Nikt też nie nagrał odkrycia skutków takich działań po opanowaniu sytuacji. Część propagandzistów w zdziwieniu odkryła, że ich publikacje są wycinane. Dali się złapać na propagandę wojenną jako Izraelskie Onuce.

Przyjmijmy jednak na chwilę, że tam jest państwo unitarne o terytorium zintegrowanym (czyli że wyspowe osadnictwo nie generuje NGZ). To zgodnie z tą logiką jakaś grupa występna na terytorium Izraela dopuściła się jakiś tam czynów kryminalnych i jest to wewnętrzna sprawa Izraela co sobie z tym zrobi. Pomyślcie że Svensony zbombardowaliby Rosengard albo inne blokowisko NGZ, bo ktoś kogoś napadł krzycząc, że ma większego Boga. Nie trzymałoby się kupy? No też właśnie trochę w tej logice Izrael jako państwo podpadł, bo dokonywanie czystki etnicznej lotnictwem i artylerią trochę psuje politykę, a najbardziej propagandę. Czystki etniczne nie są oczywiście czymś dziwnym – Rosjanie tak robią, Turcy tak robią, Jankesi na tym państwo zbudowali, Ormian ostatnio wyproszono i do czystki nie doszło, Chińczycy tak czyszczą w prowincjach – nie ma się o co czepiać. Normalna sprawa. Tyle że to dalej nie zmienia geografii – tam się zwyczajnie państw zintegrowanych terytorialnie nie da narysować, ponieważ kontrola nad terytorium jest fikcją. I na takim terytorium kilka różnych grup będzie kłóciło się o kreski na mapie. Syria jest tego dobrym przykładem. Tam są przynajmniej trzy istotne partie (podziały nie tylko religijne, ale i kulturowe jeśli chodzi o źródła dochodu), i podział kraju między trzy “państwa” ma taki sam sens, jak wojna polsko-polska z podziałem terytorium.

 

To że Żydzi sami sobie wygenerowali tę “przestępczość zorganizowaną” i NGZ spychając ludność lokalną do enklaw to jedna rzecz. A to że Arabowie bredzą coś o zepchnięciu Żydów do morza (jakoby stamtąd przyszli) to kolejna, ponieważ Żydzi tam sobie żyli od czasów niepamiętnych. Wyjaśnianie dzieciom tak zagmatwanych spraw jest dość skomplikowane, szczególnie, że wychowują się w krainach, gdzie jest sens rysować kreski po rzekach i górach, a tam wzdłuż rzeki da się żyć, a kreskę można pociągnąć przez pustynię. Którą to kreskę Beduini i tak mają w poważaniu jeśli w okolicy są studnie, które jak kropki potrafią połączyć w szlaki. Bo nie zapominajmy – tam żyją również Beduini, którzy cierpią tylko dlatego, że ktoś sobie kreski porysował w poprzek studni, a oni ani na jego pola nie nastają, ani w miastach nie chcą mieszkać. Nigdy tego nie robili i nie planują zmian. Za to im wolność przemieszczania ograniczają wszyscy zainteresowani. Drugą grupą, której ten bałagan przeszkadza (choć ta grupa jest jego przyczyną) są Żydzi religijni, którzy odwrotnie jak Beduini nie chcą się przemieszczać, tylko zakładają osadę w kraju przodków i ani guzika nie oddadzą. To że sąsiedzi, którzy drą z nimi koty o miedzę są z mniej więcej tych samych przodków tysiące lat temu to już akurat nikogo dziś nie obchodzi.

Zasady współżycia na terenach pustynnych nijak nie pasują do zintegrowanych terytorialnie państw unitarnych. I dlatego dyskusje w szkole są od czapy. Arabom pochodzącym stamtąd nawciskano do głów, że są Jordańczykami czy Palestyńczykami, a konsumentom zachodnich mediów nawciskano, że się tam komuś jakaś niecodzienna krzywda dzieje. Takie rzeczy tam się dzieją od tysięcy lat.

Kolejnym kłopocikiem jest to, że Arabowie umieją czytać i ustalenia z Izraelem dotyczą państwa arabskiego. Jako że takiego państwa nie ma, to Arabowie mogą sobie pomyśleć, że oni w zasadzie tworzą jedno państwo z lokalnymi rządami, na terenach gdzie integracja terytorialna z kreskami na mapie jest oderwana od rzeczywistości. I na to liczą kreatorzy awantury, że dojdzie do panarabskiej awantury z Izraelem. Tylko jeszcze nie wiadomo czy chodzi o kraje arabskie czy o kraje muzułmańskie, bo to nie jest dokładnie to samo, a rządy mają różne ustalenia między sobą. Ustalenia mogą się niby zmienić, ale geografia nie bardzo. I dlatego Jankesi byli zmuszeni popędzić tam na złamanie karku, żeby awanturę ugasić zanim wszyscy się za łby wezmą i Żydzi zaczną prostować mapę niukami.

Bo to nie jest żadna wielka zadyma, jak do takich dochodzi na granicy Indii i Pakistanu, Indii i Chin, Vietnamu i Chin to nikt nawet o drobnostce nie wspomina. Ot się pobili, kilka tysięcy ofiar, nic szczególnego. Ale jak do tego dochodzi w okolicy, którą płynie spora część surowców, a sporo surowców jest wydobywanych to godzi to w żywotne interesy Białego Człowieka.

Popatrzmy jednak jak to wygląda z drugiej strony. Otóż Arabowie tam mieszkający, przekonani są (i to święcie), że oni też są jakimś narodem, że Żydzi ich okupują (uwierzyli w kreski na mapie), no a konsekwencją tego jest, że chcą się emancypować. Taki cargo cult, że jak ma się stolicę to można rysować kreski na mapie. Oczywiście, jak to z emancypacją zepchniętych do niewolnictwa mordują oni Panów. Sceny jak z Wołynia są więc przynajmniej oczekiwane, no nienawidzą tych co mają lepiej i chcą im zrobić krzywdę. To że akurat “lepiej” wynika wyłącznie z serii niefortunnych wydarzeń ostatniego stulecia nie ma żadnego znaczenia.

Można z tego wyciągnąć wniosek, że Żydzi po mobilizacji dokonają zbrodni, zorganizują czystki etniczne i wielkie zuo. Ale przynajmniej jakoś przywrócą swój porządek już u siebie. Coś jak strzelanie do handlarzy narkotyków w Indonezji. Niby brak procesu i od razu ks, ale najwidoczniej nie było już lepszego pomysłu. Przybyli więc jako imigranci (wszak Żydów to tam przed 2WW mieszkała garstka, tam nie ma zbyt wiele miejsca do życia), nabruździli tubylcom, ogłosili sobiepaństwo i teraz likwidują tubylca zepchniętego do rezerwatu. Coś jak początki USA. We Francji czy Szwecji też są problemy z imigrantami i to jest jedno z zakończeń – tubylec==terrorysta w likwidowanym rezerwacie.

Ale… nawet jeśli Żydzi wymordują tam kilka milionów ludzi, i nawet jeśli ktoś by kłapał dziobem, że to zbrodniarze i trzeba ich ścigać, to Izrael swoich nie wydaje. Więc nie będą wyjeżdżać, co za tym idzie będzie całe pokolenie przywiązane do ziemi, a władzuchna (która będzie ścigana przez MTK równie skutecznie jak Car) sobie dożyje w spokoju oglądając zachody nad Morzem Śródziemnym. Trzeba będzie uznać fakty, że tak się przeprowadza proces państwotwórczy rozpoczęty w 1948 roku. Tymczasem każda inna władzuchna będzie się powoływać na ten fakt, że skoro nie można czepiać się Żydów o zbrodnie przeciwko dwunogom, to dlaczego czepiać się kogokolwiek innego?

Czekają nas nowe, lepsze standardy 🙂