Mainstream

Podtrzymanie trupa – zaklęcia.

Omówienie jakimi sposobami radzono sobie z sytuacją opisaną w ostatnich dwóch tekstach. Czyli z taką dominacją decyzyjną arystokracji, że z powszechnej radości nikt nie odczuwa z nimi wspólnoty losów – sami muszą się bronić. Z oczywistego rachunku w układzie dynamicznym wynika, że więcej niż kontrolują kontrolować nie będą (ciężko jest kontrolować więcej niż wszystko, ale można zapisać, że cesarz nakazuje Słońcu co rano wstawać – nie żałujmy boskości unijnym komisarzom) wynika, że jakakolwiek zmiana oznacza, że będą kontrolować mniej. Nekromanci są tego jak najbardziej świadomi co widzimy od kilku lat na rynku. Ponieważ do kontrolowania będzie mniej, to pozostaje zachować korzystną proporcję, a to oznacza wzajemne spychanie się z klifu właśnie przez nich. Przy okazji w niebyt spada wielu zombiaków, no ale któż by tam się przejmował plebsem, który po to wszak stworzony aby lepszym od siebie służyć.

Ponieważ smarkaty zaczął sobie kreślić przebieg funkcji co komu wolno, to postawił mi kwestię, czy feudalizm kiedykolwiek upadł. Przecież nawet wprowadzając najprzodujący z przodujących ustrojów, który jest już przeszłością w swojej formie zbrojnej to hierarchia pozostała tam feudalna. W postępackiej EU jest tak samo, a w USA to nawet nie kombinowali – stworzyli sfederalizowaną republikę o strukturze politycznej rodem z XVII wieku i tak już zostało. Ówcześnie był to najnowocześniejszy sposób zarządzania imperium i chyba do tego czasu nie wymyślono lepszego rozwiązania (podziału decyzyjności i wpływów) dla imperium zdolnego do ekspansji i inkorporacji zewnętrza w sojusze. Francuzi eksperymentowali z inkorporacją polityczną (Włochy, Prusy), ale nie dźwignęli rozwiązania – najwidoczniej było złe skoro nie zadziałało.

Feudalizm ma się dobrze – pracownik czapkuje szefowi, szef czapkuje korporze, korpora sobie wzajem czapkuje bo tam też hierarchia i każdy ma tabliczkę ze stanowiskiem, piętro w szklanej wieży i takie tam symbole statusu syntetycznego.

Poradzenie sobie z dynamiką środowiska zewnętrznego (przy braku zasilania własnego w ilości wystarczającej – czy to zasysa się niewolników czy paliwa kopalne za niewolników dostarczające mocy to kwestia poziomu technicznego) wymaga zaczerpnięcia mocy przy jej innym podłączeniu do efektorów. Co za tym idzie trzeba kogoś odpiąć od decyzyjności, bo wciąga moc. Kłopocik ten zawsze był rozwiązywany banalnie – konfiskatami. A ponieważ miało to swoje konsekwencje organizacyjne to przy okazji wypadało uśmiercić poddanych takim represjom. Zazwyczaj tworzono jakieś tam podstawy zwyczajowe, że zdrajca, że spiskowiec albo że nos ma nazbyt garbaty. Gdy brakło takich, którym coś zarzucić można było dobierano z niewinnych. Najpierw z niezaangażowanych (przemysł, banksterka – tradycja wlewania złota w dziób sięga daleko), a później noce długich noży po całości do osiągnięcia wystarczającej nadwyżki do roztrwonienia na mitygację stresorów. W procesie powstawały kolejne zgryzoty, więc z kolejnymi wiekami ulepszano tę metodę aby przeprowadzić całość na tyle szybko aby w czasie kanibalizacji decydentów przyrost mocy z nich uzyskanej był wyższy niż postępujące za tym zgryzoty. Tak likwidowano KK czy zakony rycerskie, tak likwidowano rzymską arystokrację, tak przebiegała rewolucja we Francji (kiedy to wśród rewolucjonistów można było odkryć orleańską krew – przyszłego obywatela-króla przechadzającego się z parasolem pod pachą).

System finansowy pozwolił na przeprowadzanie tego w sposób nieco mniej krwawy (czasem ktoś wypadnie z okna), ale cel przekierowania przy zmianie decydentów nie jest wcale taki prosty do zrealizowania. Gdyż w procesie biorą udział specjaliści od wzajemnej kanibalizacji, a wynikiem ma być pozyskanie decydentów zdolnych pozyskiwać środki do decydowania – zazwyczaj bagnety. Nijak się te zbiory nie pokrywają inaczej niż marginalnie dlatego tychże (późniejszych oligarchów) decydenci postrzegają jako oportunistów & zaprzańców, którzy niczym szczególnym się do zmian nie przyczynili, a na nich skorzystali. Są to zarówno przemysłowcy jak i finansiści tworzący swoje “imperia finansowe/przemysłowe” na trupach kanibalizowanych imperiów politycznych.

Ponieważ obecne zagrożenie jest już na etapie “bagnetów” to i rozwiązania będą zwyczajowe. Działania są już w toku i widać nawet, że podjęto drugi etap (czyli pojawił się chwilowy konsensus, że może już tego spychania się ze stołków wystarczy), ale się nie udał (najwidoczniej nie dość zepchniętych ze stołków). Tym drugim etapem jest wciąganie ludu w stan posiadania aby tenże był zainteresowany obroną nowego status quo (a później się im to odbierze pod jakimkolwiek pozorem po zażegnaniu stresorów). Różnica pomiędzy obecną sytuacją, a takim typowym kryzysikiem jest jednakże taka, że w cyklu wypadła naparzanka ogólna (wojna światowa) i żadne półśrodki nie pomogą, a systemy polityczne zostaną zmuszone do przestawienia się na zbrojenia, o ile zdążą tej frajdy dotrwać pod presją już uzbrojonych sąsiadów.

Po kiego jednak decydenci mieliby cokolwiek zmieniać? Ich problemik jest dokładnie taki sam jak każdego innego homosapka – istnieje pewna suma dostępnych zasobów i ich przejęcie spycha pozostałych to nisz ekologicznych. A skutecznie zajęli cały obszar (gini), nie mają nic więcej do zajęcia, zajęli wszystko, eksploatują każdego – nie istnieje obszar, którego by nie opodatkowali do tego stopnia, że muszą dotować (redystrybucja) obszary przeeksploatowane wpływające na redukcję simy. Sama redystrybucja też jest niszą i jeśli się rozrasta to więcej mocy jest zużywane na przekładanie z kieszeni do kieszeni nie zwiększając tym sumy (a moc na to idzie czyli suma spada). Przebiegi takich funkcji oraz punkty przecięcia są oczywiste dla ekologii biomu, a liczebność populacji zajmujących nisze oczywista w kolejnych etapach. Decydenci są całkiem przytomnymi ludźmi i wiedzą, że ich kawałek tortu zostanie zajęty przez populacje obcych robiących to samo w huku dział, jeśli sami nie dostarczą dość dużo huku (szczęku gladiusów, bagnetów – czymkolwiek akurat uprzykrza się niedolę bliźniego swego). Kawałki tortu niby nie są przypisane do terytorium w obliczu kapitalizmu finansowego, ale to tylko taka fikcja jeśli suma zasobów rośnie. Kiedy spada to nie bardzo można zamienić komfortowe m4 w Chersoniu na śpiwór w NY. Pierwsi w całej zabawie połapali się wytwórcy masowi (chemia, żeloz) i zwinęli przygwożdżoną do terenu produkcję (huty, stalownie, instalacje powiązanych reaktorów chemicznych). Ich cykle produkcyjne przekraczają 15 lat i wygaszanie obszaru w kilka lat powoduje brutalne obsuwy podażowe. Jeszcze funkcjonujący rynek finansowy pozwala przeprowadzać to etapami (wygaszanie) zamiast klifowego odcięcia i grubszych odpisów.

Co za tym idzie decydenci doskonale wiedzą, że ich populacja (drapieżników przy korycie) jest zbyt duża względem koryta. A trzeba zeżreć odpowiednio więcej od pozostałych aby mieć zdolność kontroli (co wyjaśniałem w poprzednim tekście jaka jest proporcja między suwerenem a poddanym). Ponieważ koryta się nie powiększy to trzeba rozpocząć eliminacje do nowej ligi. Z pełną świadomością, że będzie krwawo i będzie prowadzona do skutku każdym możliwym sposobem. Akurat na kontynencie E są po temu odpowiednie tradycje od delikatnych wypędzeń i więzień politycznych do gilotyn i długich noży włącznie. I o ile w rozwiązaniach delikatnych bierność ludu jest jak najbardziej wskazana (bierność polityczną osiągnięto aparatem fiskalnym) to eskalując trzeba jednak do decyzyjności zaprząc więcej mocy aby wytworzona próżnia nie okazała się wrogiem względem spadającej liczby wbijających sobie noże w plecy przyjaciół. Ujawniają się wtedy populizmy. Te które decydenci potępiają (bo im się kto nowy pcha do koryta) oraz te, które decydenci wspierają (na przykład przezywając dany populizm patriotyzmem “brońcie naszych banków w których macie długi!”).

W takich okolicznościach powstaje oczywista rozbieżność interesów pomiędzy wygaszanymi w okresie pokoju monopolistami (sektor przemysłowo-zbrojeniowy), a mającym ten sektor podeprzeć plebsem. Decyzją polityczną jest wytwarzanie bagnetów, ale bierność polityczna powoduje, że ludność prędzej poszuka białej flagi niż się pofatyguje do kolejnych utrapień. Decydenci wymuszają więc dystrybucję wyników pomiędzy monopolistów i plebs przyznając kontrakty wyłącznie tym, którzy zapewniają podział zapewniający zaangażowanie. To decyzja czysto polityczna o przekierowaniu środków. W takim okresie powstaje aspirująca klasa średnia i ma to miejsce przy każdej, dużej zadymie. Niezależnie od sposobu przeprowadzania całego procesu sprowadza się on do konfiskaty względem tych co mają i szerokiej dystrybucji. Niby w tym czasie rosną nowe fortuny, ale względem poprzedniego stanu maszyny suma tych fortun zajmuje mniejszą przestrzeń w nowym rozkładzie niż poprzednia. To kontrintuicyjne, ale wojna jest w interesie tych, którzy przeżyli prowadząc ją w fabrykach, a po jej zakończeniu ofiarami są wracający kombatanci, którzy nie mogą sobie znaleźć miejsca w redukowanej gospodarce przemysłowej. Dlatego z punktu widzenia decydentów najkorzystniej jest takie zakończenie konfliktu kiedy to jak najwięcej kombatantów pozostaje na polu chwały. Po powrocie z ich kwalifikacjami nie będą mieli dla nich żadnej roboty i albo rozkręcą nową awanturę (ciąg wojen imperialnych, często o nic co dostarcza mocy decydentom) albo będą się użerać z roszczeniowymi bohaterami.

To nie jest zamknięta lista konsekwencji rzucania takich zaklęć, ale od czasu do czasu trzeba się z nimi zmierzyć. Samo rzucenie w eter takiego zaklęcia jak “mobilizacja” też ma nieciekawe skutki gdyż z punktu widzenia potrzeb sił zbrojnych najkorzystniej jest pobrać rolnika pracującego w przemyśle, czyli dokładnie tego samego, którego przemysł najchętniej widzi w zaopatrywaniu armii z fabryki. Społeczne gini jest więc dramatyczne w takiej sytuacji, istnieje bardzo niewielu osobników w populacji, którzy spełniają te wymagania i przez całą awanturę spory są prowadzono o to kto i skąd ma zaczerpnąć więcej osobników. Za tym idą plany przekwalifikowania (zachęta do spędzenia awantury w przemyśle) jak i przymusu (ludność miejska przymuszana do użyźniania pól nieśmiertelnej chwały generałów) z czego wynikają bunty. W wersji ostrej ma to obecnie miejsce w Rosji.

Tam przeprowadzono militaryzację produkcji, outsourcing produkcji dla ludności do krajów obecnie wrogich (to że nie wyślemy im kafelków do łazienki średnio uszczupla im produkcję żelastwa), konfiskaty, a obecnie przymus i wysłanie wskazanej ludności na pole, gdzie skutecznie przeprowadzany jest proces pozostawiania problemu na polu. Jeśli ktoś liczy, że to się wykrzaczy z przyczyn społecznych to z radością zawiadamiam, że nie. A jeśli macie wątpliwości co do “a kto będzie produkował” to już spieszę z odpowiedzią. Pieredyszka jakaś tam będzie – to kwestia czasu. Obie strony są wygłodzone i obie mają podaż akurat tego, czego drugim brakuje. Na kontynencie nikomu nie przeszkadza, że władzuchna przeprowadza konfiskaty – od przynajmniej 30 wieków jest to standard prowadzenia polityki. To że jakimś firmom coś pozabierano zupełnie jest kryte potencjałem zysków. Pieredyszka będzie więc polegać na przeprowadzenia “planu marshala” tyle że wobec Rosji. Niemieckie, francuskie i holenderskie molochy przemysłowe znowu postawią tam produkcję (istotny jest potencjał zysków), a że będą potrzebowały kadr (których Rosjanie już na miejscu nie mają, do czego przywykli) to tradycyjnie będą tam pracować kupujący za kolorowymi firankami obcokrajowcy. Władzuchna w Rosji ma to opanowane, to tak u nich za każdym razem wygląda. Nieco to przeraża MiŚie w Reichu , Francji i krainach zwyczajowo podbijanych w ich sporach, bo na razie mają jakieś tam psie kąski zamówień, ale jak się korpora zacznie wynosić znowu do Rosji (bo tam będą płacić surowcami za infrastrukturę i produkcję, a to jest bardzo dużo węglowodorów i metali za te kwalifikacje) to na nich spadnie koszt redystrybucji (pracownicy wszak pojadą za korporą na kontrakty, tak jak za każdym razem; będzie roszczeniowo, tak jakby obecnie nie było).

W wyniku czego Kacapia znowu nabierze masy i znowu kogoś napadnie. Aż do wyrównania potencjału zysków z konsekwencjami konfiskat po stronie finansowej. Co rozładuje liczebność krnąbrnego chłopa po obu stronach i zapewni decydentom, którzy przetrwali awanturę dość miejsca przy korycie aby obiecywać nową, świetlaną przyszłość tym, którzy przeżyli.

Narzędzia stosowane w czasie takich konfiskat zawierają jednak utrapienia również dla klasy aspirującej. Na przykład regulowanie czynszów w celu uspokojenia nastrojów, wstrzymanie rozliczeń i egzekucji zobowiązań wraz z ich umarzaniem. To bardzo fajnie, że nie będą zmuszali Janusza do spłaty kredytu na nieracjonalną ilość nieruchomości, ale też uniemożliwią mu czerpanie z nich korzyści, a nawet kijem zmuszą do ponoszenia kosztów ich utrzymywania. Dlatego infrastruktura niszczeje na takim etapie, czego objawy mamy już w postaci spadającej jakości usług telekomunikacyjnych.

Ileż to trzeba pozmieniać aby wszystko zostało po staremu…